Listopadowa wyprawa do Murowańca i na Halę Gąsienicową

Listopadowe dni bywają kapryśne, ale czasem zdarzają się takie chwile, gdy natura robi nam niespodziankę. W jeden z takich dni postanowiliśmy ruszyć w Tatry – celem była Hala Gąsienicowa z przystankiem w schronisku Murowaniec. Choć to nie wyprawa wysokogórska, to z dziećmi i w jesiennych warunkach – emocji i wrażeń nie brakowało.


Pogoda w kratkę, czyli klasyka listopada

Wybraliśmy się w góry mimo, że to już druga połowa listopada – licząc na odrobinę słońca. I rzeczywiście: gdy świeciło, było naprawdę ciepło, aż chciało się zdjąć jedną warstwę ubrań. Ale wystarczył jeden cień chmur, by zrobiło się przenikliwie chłodno. Dlatego złota zasada „ubierania się na cebulkę” okazała się jak zawsze niezawodna – kilka warstw i zapasowa bluza w plecaku to must-have na takie wypady.


Poranny start i problem z parkingiem

Zjawiliśmy się na miejscu dość wcześnie, ale jak się okazało – nie wystarczająco. Parking przy wejściu na szlak jest mały i już o poranku auta stały wzdłuż drogi, tworząc zator i utrudniając przejazd. Jeśli planujecie podobną trasę – zdecydowanie warto być wcześniej. Taki drobiazg może oszczędzić sporo stresu na starcie.


Czarnym szlakiem – trasa przyjazna rodzinom

Wybraliśmy czarny szlak, prowadzący w kierunku schroniska Murowaniec. Szlak sam w sobie nie jest bardzo wymagający, co sprawia, że jest dobrą opcją dla rodzin z dziećmi. Nasza najmłodsza pociecha ma 4 lata – i choć momentami było ciężko, daliśmy radę! Starsze dzieci wręcz rwały się do przodu, a piękne widoki po drodze tylko dodawały motywacji. Tatrzańska jesień ma swój niepowtarzalny urok – złote trawy, niskie słońce i cisza przerywana tylko odgłosami przyrody.


Murowaniec – gwarno i tłoczno

Gdy dotarliśmy do schroniska Murowaniec, szybko okazało się, że nie tylko my wpadliśmy na pomysł listopadowej wędrówki. Przed barem i toaletami ustawiły się długie kolejki, a wnętrze pękało w szwach. W takich momentach cieszę się, że mamy własne kanapki i termos z herbatą – zamiast czekać, ruszyliśmy dalej.


Hala Gąsienicowa – chwila wytchnienia

Po chwili odpoczynku wśród tłumów, ruszyliśmy na Halę Gąsienicową. I to był strzał w dziesiątkę – przestrzeń, spokój, widoki, które zapierają dech. Usiedliśmy na kamieniach, rozpakowaliśmy prowiant i zrobiliśmy mały piknik. Dla dzieci przygotowaliśmy słodkie przekąski – działały jak magiczne paliwo na drogę powrotną. Chwila spokoju w otoczeniu gór dała nam to, po co naprawdę przyszliśmy – oddech i wyciszenie.


Powrót w świetle czołówek

Gdy słońce zaczęło się chować za granią, zrobiło się lodowato. Ruszyliśmy z powrotem tą samą trasą, z przystankiem w Murowańcu – tym razem toalety już były dostępne bez kolejek. Okazało się, że większość turystów ruszyła w góry wcześniej niż my. Gdy schodziliśmy, zapadła ciemność – na szczęście zabraliśmy czołówki, które bardzo się przydały. Dzieciaki były już zmęczone, ale pełne wrażeń – a my cieszyliśmy się z kolejnej wspólnej przygody.


Na zakończenie – kilka praktycznych porad

  • Ubiór warstwowy to podstawa. Pogoda w górach zmienia się dynamicznie, szczególnie jesienią.
  • Przyjedź wcześnie – problem z parkingiem może zepsuć dobry nastrój już na starcie.
  • Czołówki to obowiązkowy sprzęt – nawet przy krótkiej trasie, listopadowe dni są krótkie.
  • Własny prowiant to nie tylko oszczędność czasu, ale i komfort – szczególnie z dziećmi.

Ta listopadowa wycieczka była kolejnym dowodem na to, że przygody nie muszą czekać na lato. Góry są piękne przez cały rok – trzeba tylko trochę lepiej się przygotować. A wspomnienia? Te zostają na długo.


Do zobaczenia na szlaku!
Czy byliście kiedyś na Hali Gąsienicowej jesienią? Podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzach – chętnie poczytam o Waszych przygodach!

Dodaj komentarz